Data publikacji:

Autor:

Pisanie horroru – jak pisać horror?

{jcomments off}Ostatnim razem, pisząc o kalkulacji pisarza dotyczącej doboru tematyki powieściowej, wyrażałem wątpliwości co do tego, czy dopasowanie tekstu do upodobań domniemanej grupy docelowej może przełożyć się na jego jakość. Tym razem jednak chciałbym przyjrzeć się gatunkowi, który na takiej kalkulacji nie straci, mianowicie horrorowi.

 

Cechy horroru

Dzieło literackie w ogólności ma za zadanie „wywołać przeżycie estetyczne”, co znaczy, że o jego wartości stanowi nie tyle to, co przekazuje, ale jak to robi. Streszczenie Wojny i pokoju w stylu, powiedzmy, sądowego protokołu nie miałoby większych szans na namieszanie w historii literatury (w każdym razie nie wtedy, kiedy ukazał się tołstojowski oryginał, bo literatura postmodernistyczna nie takie harce wyczyniała). Z literaturą popularną jest trochę inaczej: tu punkt ciężkości z estetyki przesuwa się na emocje. Mniej istotna jest nowatorskość rozwiązań formalnych (nadal ważne jest „jak”, ale to „jak” nie może zbytnio zwracać na siebie uwagi i odciągać od „co”, więc dobrze, jeśli jest w miarę schematyczne), za to bardziej liczy się oddziaływanie na sferę uczuć odbiorcy. Horror zagospodarowuje uczucia ekstremalne: strach i lęk.

Jako gatunek literacki horror pojawił się w okolicach XIX wieku, ale to jasne, że jest starszy, bardzo stary. „Opowieści niesamowite” znane były wcześniej niż jakakolwiek literatura. Potrzeba przeżycia strachu na niby najwyraźniej jest wbudowana w ludzką psychikę – widać ją już u kilkuletnich dzieci. Pisząc horror, wiesz, że fabrykujesz produkt, na który popyt będzie na pewno. Musi tylko być dobry.

 

Strach i fobie, czyli fundament horroru

O ile nie wiadomo, czy trywialne ustalenia socjobiologów mogą przydać się przy tkaniu subtelniejszej materii literatury wysokiej, to przy pisaniu horroru chyba mają rację bytu.

Zacznijmy od tego, że o ile dobry gust nie jest obowiązkowy i można bez niego żyć, czego żywym dowodem jest treść mainstreamowych mediów, o tyle strach towarzyszy każdemu człowiekowi i jest tą struną, na której zawsze można zagrać, jeśli wiadomo, gdzie trącić. A instrukcji dostarczają nauki przyrodnicze.

Na Phobia List znajdziesz całą listę nazwanych (a więc zakładam, że gdzieś stwierdzonych) fobii. Może nie trzeba traktować jej jako podstawy repertuaru strachów – chociażby dlatego, że fobie są idiosynkratyczne, indywidualne, a Ty celujesz w szersze grono odbiorców, ale z pewnością zapoznanie się z taką listą poszerzy Twój repertuar „przypraw”, jakimi możesz okrasić swoją opowieść. Co zatem będzie szkieletem?

Przypomnij sobie piramidę Maslowa. Horror gra na najpierwotniejszych instynktach, zatem musi dokopać się prawie do samego jej dołu, czyli potrzeby bezpieczeństwa. Z popędów o potencjale literackim niżej jest już tylko seks, ale tego nie radziłbym łączyć z horrorem, bo te emocje są sprzeczne – taka nisza odbiorcza, owszem, istnieje, ale jest naprawdę bardzo wąska, a łączenie seksu ze strachem wymaga dużego kunsztu w opisywaniu jednego i drugiego. Zaznaczam, że pisząc o „niższych potrzebach”, nie chcę deprecjonować ani tych potrzeb, ani literatury, która stwarza wirtualne symulacje ich zaspokajania.

 

Napięcie w horrorze

Pisząc horror, musisz stworzyć napięcie między realną sytuacją, w której potrzeba bezpieczeństwa jest zaspokojona (w przeciwnym razie czytelnik nie sięgnąłby po książkę), a sytuacją fikcyjną.

Im bardziej bezpieczeństwo uwikłane jest społecznie, tym bardziej przenosisz się w sferę sensacji i political fiction. Ciebie, autora horroru, interesuje przede wszystkim zagrożenie jednostki, którą musisz umieścić poza tym wszystkim, co przed zagrożeniem ją chroni. Zauważ, że akcja większości powieści grozy dzieje się poza większymi skupiskami ludzkimi, a jeśli jest inaczej, to skupiska te składają się z obcych – a Obcy jest archetypiczną kategorią wzbudzającą przynajmniej nieufność, jeśli nie strach. Bohater stawia czoła zagrożeniu sam – to jasne; w ten sposób bardziej się boi, to znaczy boi się czytelnik, który się z nim identyfikuje. To ważne – jeśli odbiorca nie „wejdzie” w postać, to nie obejdą go okropieństwa, które dla niej przewidziałeś. Jeśli planujesz wprowadzenie kilkorga bohaterów, dobrze jest rozdzielić ich w momencie konfrontacji ze Złem – byle nie tak, jak czynią to horrory klasy B, w których grupa dobrowolnie się dzieli, żeby spenetrować niebezpieczne miejsce (to nie tylko zgrany motyw, ale i psychologiczne nieprawdopodobieństwo; człowiek jako istota społeczna czuje się pewniej, gdy ma towarzysza. Twoim zadaniem jest stworzyć i opisać brak tej pewności, ale nie w wyżej wspomniany sposób).

 

Zło w horrorze

Wspomniałem o Złu. Musi ono być jakoś skonkretyzowane. Nie za bardzo – w końcu strach nazwany jest już prawie oswojony. H. P. Lovecraft, klasyk gatunku, uczył: „Najstarszą i najsilniejszą emocją jest strach, a najstarszym i najsilniejszym rodzajem strachu jest strach przed nieznanym”. Złego pokazać należy, ale dopiero na końcu. Dobierając jego cechy, musisz wykazać się znajomością zeitgeistu – ducha czasów. Zauważ, że zmieniają się chociażby proletariusze świata horroru: zombie – w zależności od przesuwającego się punktu ciężkości zbiorowych lęków powstają oni z grobów na skutek radioaktywnych opadów lub manipulacji genetycznych. Dlatego im bardziej konkretyzujesz Złego, im bardziej odchodzisz od koncepcji bezosobowej siły bezinteresownie pragnącej cierpienia i śmierci Twoich bohaterów, tym bardziej musisz myśleć o tym, czego boją się Twoi potencjalni czytelnicy.

 

Timing w horrorze

Planując akcję, musisz pamiętać o timingu. Naturalnie obowiązuje zasada Hitchcocka: zaczyna się trzęsieniem ziemi, potem napięcie wzrasta – ale bez przesady. Recepcja fikcyjnej fabuły podlega regule habituacji – zaniku reakcji na powtarzający się bodziec. Napięcie trzeba czasami rozluźnić (jesteś pewien swojego pióra i wiesz, że nie zaszkodzi to całości – nawet i za pomocą humoru). Tym mocniej odczuje czytelnik kolejne dawki potworności, jakie mu potem zaserwujesz.

 

Zakończenie horroru, czyli punkt kulminacyjny

Ponieważ horror często ma w sobie coś z archetypicznej podróży bohatera, musi zakończyć się „walką ze smokiem” – i to właśnie jak w mitach: jeden na jednego. Natomiast nie ma obowiązku pisania happy endu. Fakt, teoretycy horroru wpisują w jego definicję katharsis, rozładowanie napięcia na koniec (stąd przyjemność czytania o rzeczach nieprzyjemnych), ale można zakończyć kompletną katastrofą, a moment ulgi przesunąć do chwili odłożenia książki na półkę – „to tylko na niby”…

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o