Data publikacji:

Autor:

[8] „Moda językowa” – wstęp do cyklu artykułów

Moda językowaNiniejszym newsem (czy też niusem, bo taką też formę notują już Tytuła i Okarmus w swoim SWO) chcielibyśmy rozpocząć serię artykułów pt. „Moda językowa” poświęconą tzw. chwastom językowym, wyrazom modnym, mowie-trawie czy – posługując się terminologią z WSPPwyrazom nadużywanym. Jak widać, zjawisko wiele ma określeń, bo też i zasięg ma – jak to się teraz mówi – szeroki („szerokości” wszystkiego niewątpliwie poświęcimy jeden z artykułów naszej serii). Czym jest właściwie moda językowa?

 

Co to jest moda językowa?

Pierwszym sygnałem tego, że wyraz staje się modny, jest wzrost częstości jego użycia. Z upływem czasu wysoka frekwencja prowadzi do rozmycia znaczenia danego słowa. Mówimy niekiedy, że wyrazy nadużywane są wręcz puste znaczeniowo – występują w tak licznych kontekstach, że tracą wyrazistość, a do tego wypierają precyzyjniejsze synonimy. Tylko o słowach, które spełniają obydwa warunki (wysoka frekwencja i utrata ostrości znaczenia), można mówić, że stały się modne. Dajmy na to bowiem zwykłe… jest. To wyraz, który plasuje się w czołówce słów o najwyższej frekwencji (być może nawet na pierwszym miejscu), a przecież kuriozalnie brzmiałoby stwierdzenie, że to wyraz nadużywany.

 

Które słowa należy zatem uznać za modne?

Jakie słowa można uznać za przejaw mody językowe? Przykładów nie trzeba szukać daleko. Nowe filmy, gry i komórki nie są już dla naszych dzieci atrakcyjne, porywające, fascynujące czy niezwykłe, lecz po prostu… fajne bądź super (tudzież zajefajne, fajowe, superowe, superanckie itd.). Nikt już nie ma kłopotów ani trudności, lecz wszyscy borykają się z problemami. Sprawy dla nas ważne, o dziwo, wcale nie są ważne ani istotne, decydujące czy doniosłe, lecz… kluczowe. Co gorsza, największe spustoszenie sieje w naszym języku… miłość. Bo nic dla zakochanych nie jest już nastrojowe, urocze, czułe, malownicze, lecz… wyłącznie romantyczne.

 

Czy używanie słów modnych jest błędem?

Ktoś mógłby spytać, co właściwie złego jest w używaniu formy bądź co bądź poprawnej. Chodzi o to, że chwastów językowych, które omawiać będziemy w naszej serii, nie rozpatrujemy na skali poprawne-błędne. Posługiwanie się słowami modnymi świadczy raczej o uleganiu współczesnym trendom. Często robimy to nieświadomie. Słysząc na co dzień pewne zwroty, mimowolnie zaczynamy ich używać. To błędne koło.

Co więcej, sami niejako nakręcamy tę spiralę – będąc ofiarą medialnej mowy-trawy, podświadomie zaczynamy się nią posługiwać i zarażamy kolejne osoby. Oczywiście nie wolno generalizować, bo nie wszyscy ulegają współczesnym modom. Niniejsza seria ma jedynie zobrazować owe tendencje współczesnej polszczyzny. A jeśli na co dzień zdołamy choć czasem uniknąć tych wytartych fraz, często już pustych semantycznie – będzie to znaczyło, że niniejsza seria artykułów spełniła swoje zadanie.

Następny artykuł z serii: „Realizować”, „Moda językowa”, cz. I

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o