Data publikacji:

Autor:

[73] Błędy w Dyktandzie Mistrzów?!

I po dyktandzie. I znów pełno kontrowersji. I… błędów?!

O Dyktandzie Mistrzów pisaliśmy w ubiegły piątek. Z 25 zaproszonych osób przyjechało 16 (10 mężczyzn i 6 kobiet), wygrał Robert Bil (redaktor i polonista, który miał to szczęście, że w latach 90., gdy wziął udział w dyktandzie, nie dyskryminowano jeszcze polonistów…).

Oto tekst niedzielnego dyktanda (wersja oryginalna z oficjalnej strony Dyktanda Mistrzów):

Jan Piotr Nowak-Kowalski, człowiek encyklopedia, w przeddzień odebrania na superekstremalnym uniwersytecie na Dalekiej Północy tytułu doctora honoris causa / doktora honoris causa / doctora h.c. / doktora h.c. wszech nauk, półleżąc na szezlongu układał tableau, wklejając z wolna miniportrety swoich idoli na landszaft / lanszaft z kościołem św. Jakuba / kościołem Świętego Jakuba w tle. Królowała francuszczyzna: Pascal obok Moliere’a / Moliera, Diderot przy Voltairze / Wolterze i Chopin / Szopen naprzeciwko Balzaka / Balzaca. Ale nie koniec na tym. Co nieco z boku wkleił portrecik Żelaznego Kanclerza / żelaznego kanclerza, który nie wiadomo dlaczego sąsiadował z Psem Huckelberry / Psem Huckleberry w kostiumie komediowego pierrota, wtranżalającym gyros / giros przyprawiony kolendrą. Ni stąd, ni zowąd u dołu pojawił się Aladyn zanurzony w modłach do Allacha / Allaha, a nad nim błyszczała, tu ni w pięć, ni w dziewięć doklejona, Gwiazda Betlejemska. „Horrendalny miszmasz!” – mruknął do siebie Jan Piotr, ale wklejał dalej, aż cała dwudziestkapiątka jego superwybrańców znalazła się na swych miejscach i można było dobrać passe-partout do całości.

„Bardzo-m / bardzom się starał – westchnął – i zapewne arcykicz to nie jest, a choć staroświecczyzną pachnie, za półdarmo nie oddam”.

Z nagła, jakby włączył dodatkowy chip / czip pamięci muzycznej, zaczął nucić znane szopenowskie / chopinowskie impromptu, wykonywane jako część potpourri w wielu miejscach Starego i Nowego Świata, od Ad-Dauhy i Kuala Lumpur do Acapulco i Massachusetts. „Ha! Lepsze / Ha, lepsze to niż bigbit / big-beat, że nie wspomnę o tych hiphopowych / hip-hopowych ohydztwach” – stwierdził.

„A jutro, być może splendory i niesplendory… I chyba niezadługo będę siedział, boć łaska pańska na pstrym koniu jeździ i różne hocki-klocki ze mną wyprawiać mogą”. I pokiwawszy z lekka głową, jął – na wszelki wypadek – spisywać ostatnią wolę.

 

Czy w Dyktandzie Mistrzów są błędy?

Po pierwsze, razi niechlujne opracowanie tekstu na stronie: cudzysłowy górne proste („”) zamiast typograficznych („”), dywizy (-) zamiast półpauz (–) lub pauz (—). Owszem, w piśmie odręcznym nie rozróżnia się raczej dywizów, półpauz i pauz, ale podczas publikacji dyktanda ortograficznego w internecie wypadałoby zadbać o schludną estetykę tekstu. A cudzysłowy? Cóż, HTML rządzi się swoimi prawami, ale przy tak prestiżowym przedsięwzięciu można by zadbać o bardziej przyzwoite zaplecze informatyczne.

Po drugie, w tekście są… błędy! Oto fragmenty zdań, które budzą moje wątpliwości:

  • „półleżąc na szezlongu układał tableau” – brak przecinka przed układał (poza nielicznymi wyjątkami imiesłowowe równoważniki zdania oddzielamy przecinkiem – cytowane zdanie nie jest żadnym z tych wyjątków);
  • „A jutro, być może splendory i niesplendory…” – niepotrzebny przecinek po jutro (mamy tu do czynienia ze zdaniem pojedynczym, a rozdzielenie przecinkiem okolicznika czasu od reszty zdania jest dla mnie niezrozumiałe).

Być może podczas przepisywania tekstu wkradł się chochlik, a w oryginalnej wersji dyktanda zdania zapisane są poprawnie. Niemniej to, że są błędy w tekście dyktanda na jego oficjalnej stronie internetowej, nie ulega wątpliwości. I nie świadczy to dobrze o organizatorach.

Po trzecie, pomysł z tym, żeby uczestnicy dyktanda musieli podać wszelkie możliwe formy zapisu danego słowa, wydaje mi się niepoważny. Odkąd kolejne dyktanda uginają się pod ciężarem egzotycznych zapożyczeń, idea całego tego przedsięwzięcia coraz bardziej się rozmywa. Czy chodzi tu o wyłonienie arcymistrza polskiej ortografii, czy arcymistrza znajomości najnowszych rozstrzygnięć ortograficznych? Niby to samo, ale czy na pewno?

Któż z nas by pomyślał, że poza gyrosem mamy też girosa? Już teraz dobrze wiemy, że za kilka czy kilkanaście lat pisownia giros odejdzie do lamusa (tak jak to się stało np. w przypadku słowa tonic – dzisiejszy tonik). Czy jest zatem sens w sprawdzaniu znajomości tego, co jeszcze istnieje w języku lub co już do niego weszło? Może i tak, ale zakrawa to na fanatyzm, biorąc pod uwagę uznaniowość rozstrzygnięć językoznawców i naturalną zmienność samego języka…

Po czwarte, cytuję: „Przyznał też [prof. Markowski], że jeszcze w niedzielę członkowie jury znajdowali bowiem nowe – poprawne warianty”. Co za tupet! Że też mają jeszcze czelność przyznawać się na forum publicznym do tak niekompetentnego przygotowania się…

Mógłbym dalej wyliczać, ale po co? Darzę szacunkiem tę inicjatywę, bo godne pochwały są takie przedsięwzięcia, ale czemu, na Boga, ich organizacja zawsze musi być tak nieudolna? Jak można w opublikowanym tekście zostawić błędy? Jak można dopuścić do tego, że w dniu przeprowadzania dyktanda jury nadal wynajdywało nowe, poprawne warianty?! Pozostawię te pytania bez odpowiedzi.

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o