Data publikacji:

Autor:

Co mają ze sobą wspólnego łikend, czipsy i tipsy, czyli kilka słów o zapożyczeniach

Niektórzy zżymają się na rosnący wpływ zapożyczeń na język polski. Słusznie czy nie – to już inna sprawa. Nie ulega jednak wątpliwości, że proces zapożyczania wyrazów jest nieunikniony, ba – jest naturalny dla języka. A skoro wroga nie da się pokonać, najlepiej się z nim zaprzyjaźnić. Ale jak spolszczyć coś, co z polszczyzną ma niewiele wspólnego?

Łikend, czipsy i tipsy łączy jedno: zbitka głosek obcych polszczyźnie: łi, czi, ti. Nie wdając się w niuanse na temat rozwoju polszczyzny, poprzestańmy na tym, że w polszczyźnie możemy wyróżnić charakterystyczne pary głosek:

  • czy – ci,
  • szy – si,
  • ży – zi,
  • dż – dzi,
  • ły – li itd.

Przed kilkuset laty było inaczej, a w użyciu były takie głoski, jak czi, szi, żi czy dżi. Jeszcze dzisiaj są one obecne w gwarach, a wymowa [sziare sziano] czy [cziarny czielak] nie powinna dziwić (wymowa taka nazywana jest jabłonkowaniem, czasem też sziakaniem lub siakaniem).

Ponieważ naturalną tendencją języka jest dążenie do prostoty, polszczyzna ogólna niejako pozbyła się głosek zmiękczonych dziąsłowych. Nie znaczy to, że w innych językach nastąpił podobny proces. I tu dochodzimy do sedna problemu…

Wraz z zapożyczaniem wyrazów polszczyzna wzbogaca się o głoski obce jej fonetycznie. To dlatego niektórym osobom wymowa [łikend] sprawia problem i zwłaszcza z ust osób starszych słyszy się niekiedy wymowę [łykend]. Bierze się ona z użycia głosek dobrze znanych mówiącemu (ły zamiast łi), co niestety prowadzi czasem do drwin ze strony innych osób. Podobny problem dotyczy głosek ke czy ge, które bywają miękczone, co również skutkuje niepoprawną wymową, np. [gieremek] zamiast [geremek].

Największe kłopoty sprawia jednak weekend, nie tylko pod względem wymowy, lecz także pisowni. O ile w słownikach od dawna mamy czipsy (obocznie do chipsów), in (obok ginu) czy żigolo (obok oryginalnego gigolo), o tyle na łikend będziemy chyba musieli jeszcze nieco poczekać. Nie znaczy to, że Polacy nie próbują oswajać tego słowa. Google zwracają aż 175 000 wyników na zapytanie „łikend”, podczas gdy jeszcze 2 lata temu było „tylko” 43 000 trafień (sprawdzałem to przy okazji tekstu o pisowni Rejkiawiku). Z kolei TVN Turbo nie zawahało się nazwać jednego ze swoich programów „Pojechany łikend”.

A jak Wam się podoba łikend? Czy powinien znaleźć się w słownikach, czy wolicie tradycyjny weekend?

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o