Data publikacji:

Autor:

„Chcę być pisarzem” – jakie studia wybrać, żeby zostać pisarzem?

Stereotypy mają twardy żywot i żaden pogromca mitów nie powinien łudzić się, że da im radę. Raz na czas jakiś można przecież pozwolić sobie na odrobinę donkiszoterii – dzisiaj podywagujemy na temat domniemanej zależności między wyborem studiów wyższych (szczególnie filologicznych) a karierą pisarską.

Przypuszczam, że większość moich czytelników ma w pamięci słynny monolog Adasia Miauczyńskiego z Dnia Świra: „Bracia poloniści, siostry polonistki, 130 było nas na pierwszym roku, myśleliśmy, że nogi Boga złapaliśmy, że oto nas przyjęto do szkoły poetów. Szkoła poetów, dżizus, kurwa, ja pierdolę!”. To jasne, że mit „szkoły poetów” utrzymuje się poza środowiskiem studentów i absolwentów filologii. Kto już do tej „szkoły” uczęszcza, wie, że filologia z talentem literackim niewiele ma wspólnego. Fakt, obcuje się tam z literaturą, której ogrom i różnorodność jednego zainspiruje, a innego przytłoczy poczuciem wtórności i wszystkojużbylizmu – to zależy od typu wrażliwości i podejścia do twórczości. Tyle że tam nie uczy się pisać, ale czytać, szczególnie w polskich warunkach (warsztaty creative writing są w naszym kraju rzadkością – zresztą mocno wątpliwą sprawą jest, czy są one w stanie wychować oryginalnego twórcę, jeśli uczy się tam Reguł). Jeśli już coś się na filologii pisze, to są to standaryzowane transkrypcje wyrafinowanego aktu czytelniczego w postaci prac semestralnych, licencjackich i magisterskich.

Ciężko byłoby oszacować, ilu z wybitnych pisarzy to absolwenci kierunków filologicznych. Nie jest przecież z pewnością tak, jak głosi inny, mniej rozpowszechniony mit, że „polonistyka przez zmuszanie do lektury zabija miłość do książek”. Dla kogoś, kto ma predyspozycje do pisarstwa tzw. akademickiego, będzie to idealna szkoła. Tylko jak to policzyć? Nie ma jednoznacznego kryterium, na podstawie którego moglibyśmy zakwalifikować literata jako „wybitnego”. Można za to posłużyć się niedoskonałym i arbitralnym kryterium „posiadania Nobla w dziedzinie literatury” i prześledzić biogramy ludzi pióra, którzy je spełniają.

 

Jakie studia ukończyli nobliści w dziedzinie literatury?

Podliczyłem noblistom dyplomy i wyniki potwierdziły moje przeczucia: na ponad 100 laureatów nagrody Szwedzkiej Akademii zaledwie 13 studiowało jakąś – swoją bądź obcą – filologię, a i z nich nie wszyscy studia ukończyli (wiedzieliście, że sama Szymborska nie ma magistra?). Ponieważ Wielka Literatura bierze się za bary z Wielkimi Pytaniami, nic dziwnego, że prawie tyle samo, bo aż 12 dusz z tego szacownego grona, studiowało filozofię. Do myślenia powinna dać liczba prawników: te studia wybrało aż 16 noblistów. Czyżby kauzyperda miał większe szanse na zostanie epokowym twórcą niż adept „szkoły poetów”?

Nic podobnego. Wybór kierunku studiów, jeśli w ogóle z czymś koreluje, to tylko z osobistymi zainteresowaniami danego autora, które koniec końców prowadzą go do twórczości literackiej. Ba, i to nie na pewno – ilu z przyszłych noblistów zostało zmuszonych przez tradycję rodzinną do studiów prawniczych (albo medycznych, które wśród laureatów ma w CV 5 osób, w tym nasz Sienkiewicz)? Nie, nie i jeszcze raz nie, jak mógłby powiedzieć Roland Topor (z wykształcenia plastyk, którą to profesję dzieli z 5 noblistami).

Kiedy zaczynałem pisać ten tekścik, jako pierwszy przykład przyszedł mi do głowy Andrzej Stasiuk, który przecież został wyrzucony z każdej możliwej szkoły, a jednak (a może właśnie dzięki temu) wyrósł na oryginalnego erudytę. Jeśli jednak nadal mielibyśmy się kurczowo trzymać noblistów, to podobnie zinstytucjonalizowaną edukację odpuścił sobie Reymont; Knut Hamsun również na początku zapowiadał się raczej na przedstawiciela klasy robotniczej.

Teraz werble: samoucy wszelkiej maści i rodzaju stanowią wśród laureatów literackiej nagrody Nobla grupę najliczniejszą, bo jest ich aż 17. Nie jest to może porażający odsetek, ale zdecydowana większość. Bo literaccy nobliści to zbieranina studentów najprzeróżniejszych kierunków, od humanistycznych po techniczne. Fakt, humaniści stanowią zdecydowaną większość, bo oprócz filologów, filozofów (a zgodnie z tradycją – także i prawników) zaliczyć tam należy tych kilkoro socjologów, historyków sztuki czy antropologów, no i uczniów szkół rabinicznych (tu Samuel Agnon i Isaac Bashevis Singer), które to szkoły są przecież fenomenalnymi seminariami hermeneutyki tekstu. Niech nas przecież ręka Bafometa broni przed wnioskiem, że otarcie się o wydział humanistyczny jest warunkiem sine qua non dobrej twórczości – Szwedzi dawali już swoją nagrodę inżynierom, architektom, matematykom i wspomnianym medykom.

 

Jakie studia wybrać, żeby zostać pisarzem?

Podsumowując: na tak zadane pytanie odpowiedź może być tylko jedna: jakie studia? A jakie chcesz, młody człowieku!

Studiów „specjalnie dla pisarzy” nie ma i być nie może. Możesz iść na filologię, choćby i polską – z doświadczenia mówię, że są to studia arcyciekawe. Tyle że tam nie znajdziesz „teorii pisania” (sama ta fraza jest prawie-że-oksymoroniczna – pisanie to przede wszystkim praktyka). Z jednej strony będziesz mieć do czynienia z fragmentarycznymi i niejasnymi opisami praktyki pisarskiej, która jest skomplikowana, intuicyjna, nieuchwytna i właściwie opiera się na imponderabiliach, ale daje konkretne rezultaty, czasem w postaci arcydzieł; z drugiej strony – będzie teoria, która nie tylko z tą praktyką nie ma nic wspólnego, ale czasem wręcz stanowi jej komiczną karykaturę, jak niektóre poetyki normatywne.

Pisarz musi być oryginalny, dlatego wręcz nie wolno mu pytać, pod jaką linijkę ma się ustawić.

Jeśli podobał Ci się ten tekst i chcesz napisać książkę – poznaj najlepsze obecnie na rynku poradniki pisarskie.

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o