Data publikacji:

Autor:

[41] 4 powody, dla których NIE warto kupować słowników ortograficznych

Wielki słownik ortograficzny PWNW wielu domowych biblioteczkach znajdują się słowniki. Sztandarowym z nich jest słownik ortograficzny. I zawsze wygląda tak samo. Czyli jak?

Założę się, że mimo upływu lat jest niezniszczony, bez śladów namiętnego użytkowania i plam od rozlanej kawy. Pokrywa go już zapewne cienka warstewka kurzu. Jak się znalazł w Twojej biblioteczce? Albo dostałeś go w prezencie, odstawiłeś na półkę i nigdy więcej (lub prawie nigdy) z niego nie skorzystałeś, albo kupiłeś, bo wypada mieć słownik, bo czasem trzeba sprawdzić, jak należy coś pisać. W rzeczywiści może już nawet nie pamiętasz, kiedy ostatnio po niego sięgałeś.

Co do jednego trzeba jednak oddać im sprawiedliwość: są wyjątkowe – ponad 90% ich treści znamy jeszcze przed kupnem, a mimo to decydujemy się wydać pieniądze, by poszerzyć swą wiedzą o nie więcej niż 1% nowej treści!

Mimo że słowniki ortograficzne od lat cieszą się niesłabnącą popularnością, nie do końca na nią zasługują i to nie one powinny szczycić się mianem najpopularniejszych słowników (znacznie lepszym wyborem jest np. Wielki słownik poprawnej polszczyzny PWN-u).

Aby nie być gołosłownym: oto 4 powody, dla których NIE WARTO kupować słowników ortograficznych.

 

1. Ortografia polska prawie wcale się nie zmienia!

Ortografia to ta dziedzina języka, która ulega najmniejszym i najwolniejszym przeobrażeniom. Nowe słowniki ortograficzne niemal rokrocznie pojawiają w księgarniach, choć zasób słów w wydaniu sprzed 10 lat różni się od tegorocznego wydania nie więcej niż – strzelam, choć wiem, że trafiam ;) – w 5% (a pewnie i mniejszym). Owszem, mnóstwo mamy zapożyczeń, ale prędzej ich szukać w słownikach wyrazów obcych.

 

2. Tego, co najważniejsze, i tak nikt nie czyta.

Gdy nie wiemy, jak zapisać dane słowo, szukamy go w słowniku. Ale jak często nam się to zdarza? Raz na miesiąc? Parę razy do roku? Tymczasem prawdziwie cenną wiedzę kryją zasady pisowni i interpunkcji dołączane do większości słowników ortograficznych. Ile osób do nich zagląda? Ile osób przeczytało je w całości?

 

3. Ortografii uczymy się tak naprawdę intuicyjnie.

Im więcej czytamy, tym lepiej mówimy i piszemy. Im więcej słów poznajemy, tym rzadziej mamy wątpliwości: „Hm, a to przez samo h czy ch?”. Pisowni nowych słów przecież nie uczymy się ze słowników. Słowniki ortograficzne są raczej jak karetki pogotowia – korzystamy z nich dopiero wtedy, gdy są potrzebne, ewentualnie przypominają o sobie, gdy narobią hałasu (nie zawyją wprawdzie syreną, ale z hukiem np. spadną z półki).

 

4. Słowniki ortograficzne są ZA DARMO dostępne w internecie!

A oto najważniejszy argument: słowniki od dawna są dostępne w sieci! I to za darmo! Nawet najnowszy Wielki słownik ortograficzny jest dostępny na stronie PWN-u. Nie wspomnę już o bezcennym SJP.pl, który w jednym miejscu gromadzi zasób słów z najróżniejszych słowników.

 

Słowniki ortograficzne są przereklamowane!

Nie znaczy to, że bezwarunkowo odradzam ich kupowanie. Wielki słownik ortograficzny PWN gości przecież i na moim biurku. Sęk w tym, że ja korzystam z niego na co dzień (również przy pisaniu dzisiejszego artykułu), ale po co każdemu Polakowi taka gruba cegła?

Drogą analogii: nie kupiłbym w życiu ciągnika, ale nie znaczy to, że to bezużyteczna maszyna. Dla rolnika – bezcenna, dla mnie – bezwartościowa. Podobnie jest ze słownikami ortograficznymi, choć odnoszę wrażenie, że wydawcy milczą na ten temat. Ba! Mówią wręcz coś zupełnie przeciwnego: że słownik ortograficzny powinien stać na półce w każdym domu. A ja pytam: po co? Nie rozumiem, czemu wydawcy, choć mają w asortymencie prawdziwą, rasową beemkę wśród słowników, wciskają klientom nieprzydatne ciągniki.

 

Jaki kupić słownik zamiast słownika ortograficznego?

Jeśli jeszcze nie masz swojego słownika ortograficznego – to go nie kupuj! Lepiej, byś tę samą kwotę przeznaczył na prawdziwie wartościowy słownik, czyli słownik poprawnej polszczyzny.

A jeśli już masz słownik ortograficzny – cóż, to może dla własnej satysfakcji, że pieniądze nie poszły na marne, postaraj się wycisnąć z niego więcej niż 1% nowej treści :) Wyszukaj choćby takie perełki, jak ichtioparazytologia, triboluminescencja, trąbizupka, wonczas czy wyrozchodować (wszystkie przykłady za WSO), i zabłyśnij w towarzystwie albo przed dziewczyną. Zawsze też możesz pochwalić się znajomym, że jesteś np. z Gdańska-Wrzeszcza (z dywizem) – tak ekskluzywnej i tajemniczej dzielnicy, że nie znają jej żadne urzędy, instytucje ani tym bardziej dworce PKP.

Kto wie, a nuż na słowniki ortograficzne da się podrywać – choć zastrzegam, że sam tego nie sprawdzałem, więc nie ręczę za skutki. Tych, którzy się odważą, zachęcam do podzielenia się wrażeniami – najciekawsze „podrywy na SO” z pewnością opiszemy :) W razie potrzeby garściami podrzucę kolejne słownikowe dziwadła.

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o